Love, Rosie to pierwsze książka Ceceli Ahern, którą przeczytałam i tak właściwie to pierwszy romans przez, który udało mi się przebrnąć. W tym przypadku nie tylko przebrnąć ale i zakochać po uszy. Nigdy wcześniej nie sięgałam po romanse bo nie docierają do mnie tego typu książki, chyba że przeplatają się z kryminałem, fantazja itd. Dlaczego więc sięgnęłam po tę właśnie książkę? Tak bardzo jak nie lubię książek o takiej tematyce, to uwielbiam filmy właśnie romantyczne. Przeglądałam ostatnio internet w poszukiwaniu jakiegoś dobrego romansidła i tak o to trafiłam na Love, Rosie. Byłam święcie przekonana, że premiera była w zeszłym roku więc zaczęłam szperać i szukać i szukać i nic. Kiedy wreszcie zorientowałam się, że premiera dopiero w przyszłym miesiącu, a film powstał na podstawie książki stwierdziłam a co mi tam, spróbuję. W szczególności przekonał mnie fakt, że książka jest o przyjaźni, a tego typu książki potrafią mnie wzruszyć i chwycić za serce bardziej niż te o miłości, a wtedy potrzebowałam właśnie wzruszenia.
Tak więc książka opowiada o przyjaźni między Rosie i Alexem począwszy o 5 roku życia, aż do 50. Nietypowe jest to, że treść książki to jedynie listy, liściki przekazywane sobie na lekcjach, emaile, smsy, wiadomości na czacie, zawiadomienia wymieniane pomiędzy bohaterami. Na początku nie wiedziałam co się dzieję, czekałam na moment, w którym wreszcie zacznie się 'normalna' część książki, ale po kilkunastu stronach zrozumiałam, że to się nie stanie i szczerze to chwała za to. To, że książka jest pisana w takiej a nie innej formie czyni ją jeszcze bardziej wyjątkową i ciekawszą.
Czytając tę książkę nie sposób się nie wzruszyć. Pomimo, że bohaterowie miewają chwile złe i gorsze to i tak książka naładowana jest pozytywną energią, a to dlatego, że pokazuje siłę przyjaźni między dwojgiem ludzi, przyjaźni która przetrwała lata pomimo napotkanych trudności, przyjaźni, która jest tak silna, że w końcu zastąpiona zostaje miłością.
Nawet teraz kiedy pisze o tej książce rozpiera mnie radość. Dlatego, że dla mnie nie ma nic piękniejszego niż przyjaźń. Miłość przychodzi i odchodzi, a z prawdziwi przyjaciele zostają na zawsze. Warto pielęgnować przyjaźń, a jeśli ta przyjaźń na końcu zamieni się w miłość to chyba nie ma nic piękniejszego!
Nawet jeśli nie lubicie romansów, ale lubicie powieści, które wzruszają, wywołują radość to koniecznie sięgnijcie po Love, Rosie ( Na końcu tęczy). Jest to książka przepełniona emocjami, podczas czytania nie ma czasu na nudę, na mało ciekawe opisy, wszystko kręci się wokół uczuć, emocji jakie towarzyszą bohaterom w ich życiu i w życiu ich najbliższych.
Teraz z niecierpliwością czekam na ekranizacje powieści. Z reguły wole książki niż ich ekranizacje, ale w tym przypadku nie mogę się doczekać, aż zobaczę tą fantastyczną przyjaźń na ekranie, tym bardziej, że role Rosie gra Lily Collins, którą bardzo lubię. Liczę na to, że razem z Samem Clafinem odwalą kawał dobrej roboty!
Polecam gorąco.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz